-Dowiedziałeś się czegoś nowego? - pyta dziennikarz jednej z ogólnopolskich redakcji, tuż po wizycie w strefie objętej zakazem przebywania. -Widziałeś migrantów? - wtrąca inny. - Udało się porozmawiać z mieszkańcami? - dodaje.
Nie wszyscy dziennikarze zgromadzenie w centrum prasowym w Popławcach są zadowoleni, kiedy okazuje się, że tylko 4 redakcje (Polskiej Agencji Prasowej, Polsat News, Radia Eska i TVP Info ) mogą wjechać do strefy objętej zakazem przebywania. Tak zdecydowało MSWiA. Pozostali zostaną zaproszeni na kolejne dni.
Ruszamy przed godziną 13. Po sprawdzeniu dokumentów wsiadamy do terenówek pograniczników i kierujemy się w stronę granicy.
- Jest spokojnie? - Pytam kierowcę. - Nie mogę mówić - odpowiada. - Ale chyba za wiele się nie dzieje - podpytuje. - No teraz jest już spokojnie - odpowiada.
Docieramy na miejsce gdzie w listopadzie miała miejsce największa próba sforsowania granicy. Dziś jest spokojnie. Kilka radiowozów, armatka wodna, parę pojazdów ciężkich oraz kilkunastu funkcjonariuszy. Taki obraz rysuje się na przejściu granicznym w Kuźnicy.
- Proszę nie wchodzić w miejsca które wskażemy- mówi opiekujący się nami funkcjonariusz. Głos jest stanowczy, ale sympatyczny.
Idziemy kilkadziesiąt metrów do samej zapory. Po stronie białoruskiej pusto, nie ma ani reżimowych służb, ani tym bardziej migrantów. Przypominają mi się zdjęcia, jakie kilka tygodni temu obiegły cały kraj. Tysiące migrantów, szturmujących granice. Dziś jest pusto.
Za chwilę wchodzimy po schodach na wzniesie i docieramy do samej zapory z drutu kolczastego. Przy lesie, kilkadziesiąt metrów od nas stoi pojazd wojskowy białoruskich służb, a w środku znajdują się co najmniej dwaj funkcjonariusze.
- Jesteśmy na pewno obserwowani. Państwo wzbudzacie z pewnością dużą uwagę. Jesteście inaczej ubrani- mówi towarzyszący nam funkcjonariusz.
Za chwilę zaparkowany pojazd odjeżdża i znika w lesie.
Obok zapory leżą kawałki drewna i metalowe rury, którymi migranci rzucali podczas próby ataku na granicę. Niektóre plastikowe elementy ogrodzenia są uszkodzone od kamieni. Widać pobitą szybę w budynku administracyjnym.
13:30 Rruszamy dalej. Strażnicy zabierają nas w okolice, gdzie było ogromne koczowisko. Najpierw drogą asfaltową, później mokrą, piaszczystą ścieżką docieramy w okolice koczowiska. Tu gdzie kiedyś była ogromna koncentracja służb mundurowych, teraz stacjonuje zaledwie kilka radiowozów i pojazdów straży granicznej
- A gdzie są żołnierze?- dopytujemy. - Są rozlokowani wzdłuż granicy - słyszymy odpowiedz.
- Ciągle jesteśmy w stanie gotowości, z naszych szacunków wynika, że w centrach logistycznych na Białorusi wciąż jest około tysiąc migrantów, w każdej chwili coś się może dziać. Nasi żołnierze mają kontenery, przy takiej temperaturze, namiot jest już za zimny - opowiada opiekun.
Za drutem kolczastym widać stosy drewna, które zwoziły białoruskie służby. Miało ono służyć jako opał oraz materiał do forsowania zapory.
- Można tu zapalić ?- Pyta dziennikarka. - Proszę palić - pada odpowiedź.
Za chwilę dym z kilku papierosów miesza się z padającym śniegiem. Atmosfera jest generalnie bardzo luźna. Towarzyszący nam funkcjonariusze dzielą się emocjami, które towarzyszyły im podczas największego ataku w Kuźnicy z 16 listopada.
- Był strach - kwituje jeden z nich.
Wracamy do Kuźnicy. Tu, mamy około 25 minut na zrobienie relacji, co przy niemal zerowym zasięgu, nie jest zbyt proste.
- Na górce, za schodkami w prawo lepiej łapie - podpowiada jedna z redakcji.
Dziennikarze krążą po betonowym pasie i co chwilę odbierają nie milknące telefony. Korzystam z małego stolika z pomieszczeniu wartowników, gdzie mogę postawić laptop.
- O, Eska, skąd przyjechaliście?- pyta jeden z funkcjonariuszy i proponuje kawę.
Musimy powoli wracać. Nasze przepustki są do godziny 15, a zostało kilkanaście minut. Mijamy puste ulice Kuźnicy. Nie ma żywego ducha.
W drodze powrotnej rozmawiamy z funkcjonariuszami na najróżniejsze tematy, żartujmy. Przyznają nawet, że nie spodziewali się, że to będzie tak spokojna wizyta.
Zanim zaparkujemy przed Centrum Prasowym w Popławcach, zastanawiam się dlaczego miałoby być niespokojnie? Dlaczego jest takie przekonanie, że dziennikarze mieliby przeszkadzać funkcjonariuszom? Czy nie można zorganizować wszystkiego w taki sposób, aby media mogły swobodnie pracować na terenie przygranicznym? Tak, jak ma to miejsce w niemal każdym rejonie globu.
- Czyli nic nowego - dziennikarze sami odpowiadają na własne pytania, kiedy stoimy na parkingu Centrum Prasowego.
- Wracamy - słychać rozczarowanie w głosie jednego z nich.
Polecany artykuł: