Katastrofa kolejowa miała miejsce w 1989 r. na torach przy ul. Poleskiej, gdzie wykoleiło się 12 cystern wypełnionych ciekłym chlorem. Gdyby doszło do rozszczelnienia, życie tysięcy osób byłoby zagrożone.
Każdego roku, w rocznicę tamtych wydarzeń, białostoczanie gromadzą się pod krzyżem, który stanął w miejscu katastrofy. Mimo trzech dekad jakie minęły, mieszkańcy pamiętają katastrofę.
- Wyły syreny, czuć było dziwny zapach - przyznały naszemu reporterowi, mieszkanki okolic ulicy Poleskiej.
W poniedziałkowe (09.03) popołudnie przy pomniku - krzyżu, odbyły się uroczystości, podczas których wysłuchano wystąpień i złożono kwiaty. Następnie przeszła procesja ulicami: Poleską, 1000-lecia, Radzymińską i dotarła do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
Cysterny wykoleiły się w nocy 8 marca. Każda zawierała około 50 ton ciekłego chloru. Gdyby doszło do rozszczelnienia, to przy warunkach pogodowych, jakie wówczas panowały, obłok mógł rozprzestrzenić się na 4 km szerokości i nawet 50 km długości.
Władze miasta przez kilka godzin trzymały w tajemnicy informację o wypadku. Dopiero później rozpoczęła się ewakuacja. Ustawianie wykolejonych cystern trwało 10 godzi. To, że nikt w tej katastrofie nie ucierpiał, wielu białostoczan uznało za cud.