Na bardzo głupi żart wpadł ktoś 1 kwietnia. Do jednego z domów w miejscowości Przybyszewo (pow. leszczyński), niemal w jednym czasie przyjechali pracownicy dwóch zakładów pogrzebowych. Jak się jednak okazało, na miejscu żadnego ciała do zabrania nie było.
Nikt nie umarł, pod domem dwa karawany
W sobotę po południu pod dom w Przybyszewie zajechały dwa karawany mocno zdziwili się nie tylko sami pracownicy firm pogrzebowych, ale przede wszystkim domownicy. Nikt z mieszkańców domu nie zamawiał usługi odbioru zwłok. Nic też wcześniej nie wskazywało, że ktoś robi sobie głupie żarty.
- Dzwonił mężczyzna, podał adres, że potrzebny jest karawan do osoby zmarłej. Zapytałem, czy lekarz był stwierdzić zgon, "Tak, wszystko mamy" i pojechaliśmy pod wskazany adres. Nie było jakiejś "niekonwencjonalnej" rozmowy, była to normalnie typowa rozmowa - mówi Zbigniew Nowak, właściciel zakładu pogrzebowego w Lesznie, który przyjechał na miejsce jako drugi.
Zdziwieni byli mieszkańcy, w końcu nikt nie umarł. Wszystko okazało się... żartem.
Nieśmieszny dowcip, policja szuka żartownisia
Jedna z wezwanych firm pogrzebowych oddzwoniła pod numer, z którego wezwano karawan i wtedy wszystko było już jasne.
- Numer był zablokowany, dzwoniliśmy z innego numeru to, że "Prima Aprilis, albo się pomylisz". Krótka, zdawkowa odpowiedź przez ten telefon, z którego ten ktoś dzwonił i kolejna blokada - opowiada właściciel zakładu. Pan Zbigniew przyznał, że był pierwszy tak głupi żart, jaki go spotkał.
O nieprzyjemnej sytuacji powiadomiona została policja. Funkcjonariusze zajmą się ustaleniem "dowcipnisia". Żartowniś naraził dwie firmy na spore straty.
Jeśli jesteście świadkami ciekawego wydarzenia w Waszej okolicy, piszcie do nas i ślijcie zdjęcia na [email protected]!
Polecany artykuł: