Mężczyzna stanął przed Sądem Rejonowym w Białymstoku pod zarzutem naruszenia przepisów bezpieczeństwa imprez masowych.
Do incydentu doszło wieczorem 24 sierpnia 2020 roku, tuż po meczu pierwszej kolejki obecnego sezonu piłkarskiej ekstraklasy. Po końcowym gwizdku sędziego, z trybun na murawę miejskiego stadionu w Białymstoku dostał się przez jedną z furtek kibic z dziećmi, który bez problemu podszedł do Jakuba Błaszczykowskiego, by zrobić sobie z nim zdjęcie. Według informacji medialnych najpierw zrobił mu zdjęcie ze swoimi dziećmi, potem poprosił kapitana wiślaków o selfie.
Gdy całą sytuację zauważyli przedstawiciele obu klubów, wyprosili kibica z miejsca, gdzie nie miał prawa się znaleźć. Ze względu na bezpieczeństwo pandemiczne zespołu reprezentant Polski został odseparowany od reszty drużyny, z Białegostoku do Krakowa wracał oddzielnie i trafił na profilaktyczną kwarantannę. Jego test na koronawirusa okazał się negatywny.
Jagiellonia wydała wtedy oświadczenie, w którym przeprosiła Wisłę Kraków. Komisja Ligi nałożyła jednak na białostocki klub karę finansową w wysokości 15 tys. zł za niewłaściwą organizację meczu; kara dotyczyła zarówno tego incydentu, jak i konieczności przerwania meczu po rzucaniu serpentyn przez kibiców.
Po incydencie Jagiellonia przeprowadziła weryfikację zabezpieczeń w poszczególnych strefach miejskiego stadionu w czasie meczów, by do podobnych zdarzeń w przyszłości nie doszło.
Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe zarzuciła 42-letniemu białostoczaninowi, że złamał przepisy dotyczące bezpieczeństwa imprez masowych i "działając publicznie, umyślnie i z oczywiście błahego powodu, okazując przez to lekceważący stosunek do porządku prawnego" wbrew przepisom ustawy wdarł się na teren, na którym były rozgrywane zawody sportowe.
Takie zachowanie penalizuje art. 60 ust. 1 tej ustawy; grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności lub nawet do 3 lat więzienia. Zachowanie zostało przez prokuraturę zakwalifikowane jako występek o charakterze chuligańskim.
Wyrok zapadł w środę po jednej rozprawie; wcześniej oskarżony złożył wyjaśnienia, sąd przesłuchał też jednego świadka.
Co mówili, nie wiadomo, bo sprawa odbyła się bez obecności publiczności, w tym dziennikarzy. Sąd nie zgodził się na to, by byli na sali rozpraw, uzasadniając to obostrzeniami związanymi z pandemią koronawirusa. W obecnej sytuacji pandemicznej, w białostockim sądzie rejonowym każdorazowo to przewodniczący składu orzekającego decyduje, czy dziennikarze i inne osoby z publiczności mogą być na sali.
Jak poinformowała rzecznik Sądu Rejonowego w Białymstoku sędzia Beata Wołosik, sąd warunkowo umorzył postępowanie karne wobec oskarżonego na roczny okres próby. Orzekł też wobec niego środek karny - 500 zł świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej; mężczyzna ma też zapłacić koszty procesu.
Wyrok nie jest prawomocny. (PAP)
Autor: Robert Fiłończuk