Do dramatycznych scen doszło w niedzielę około godz. 15 na jednej z posesji na Dolnym Śląsku. Zaniepokojone kobiety mieszkające nieopodal słyszące skomlenie szczeniaka zawiadomiły Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Jak się później okazało, całkiem słusznie, bowiem 62-latek miał postrzelić swojego psa z wiatrówki. Następnie dotkliwie go pobił.
"Pan był w trakcie melanżu. Było jeszcze pół wódki i popitka. Pan za bardzo nie wiedział o co chodzi, ale o godz. 15, kiedy doszło do ataku, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że katuje swojego psa" – czytamy wypowiedź w mediach społecznościowych jednego z inspektorów.
Na filmie opublikowanym na Instagramie przez DIOZ widzimy podwórko jednego z mieszkań na którym panują tragiczne warunki. Pies najprawdopodobniej nie mieszkał w domu, nie miał też swojej budy. Gdy przyjechali inspektorzy był nieufny i przestraszony, co ewidentnie wskazywało na to, że bał się swojego oprawcy. Miał sparaliżowane tylne łapy. Jego właściciel był kompletnie pijany.
Pies został natychmiast odebrany. Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia: ma przestrzelony rdzeń kręgowy. Na szczęście udało się już załatwić wizytę w czeskiej klinice weterynaryjnej. Przejdzie tam operację neurochirurgiczną.
Mężczyzna posiadał jeszcze jednego psa. Ten także został stamtąd zabrany.
Oprócz tego Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt zorganizował w sieci specjalną zbiórkę pieniędzy. Ma ona pomóc pokryć koszty leczenia sparaliżowanego szczeniaka. 62-latkowi za znęcanie się nad psem grozi nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Polecany artykuł:
Masz dla nas ciekawy temat lub jesteś świadkiem wyjątkowego zdarzenia? Napisz do nas na adres [email protected]. Czekamy na zdjęcia, filmy i newsy z Waszej okolicy!