Sprawę opisali w niedzielę, 28 marca, reporterzy programu „Państwo w Państwie”. Policjanci z Siemiatycz prowadzili rutynowe pomiary prędkości w województwie podlaskim. Podczas nich zatrzymali panią Agnieszkę, aby ukarać ją mandatem za przekroczenie prędkości. Miał je zarejestrować policyjny radar. Kierująca była jednak innego zdania i stwierdziła, że nie przekroczyła ona prędkości ani o kilometr, jadąc przepisowe 50 km/h. Zdaniem siemiatyckich policjantów jechała 73 km/h. Na nieszczęście funkcjonariuszy okazało się, że kobieta od blisko 20 lat zawodowo zajmuje się miernikami prędkości. Nie przestraszyła się zatem, gdy policjanci zaczęli być opryskliwi, kazali jej zjechać do lasu i próbować wymusić, aby ze strachu przyjęła mandat.
- Wyszedł z samochodu, zaczął szarpać za drzwi mojego samochodu. Nie wiedziałam, co się dzieje - opisuje zachowanie jednego z mundurowych pani Agnieszka.
Zamiast tego nie przyjęła go i zdecydowała się walczyć w sądzie o swoje prawa. To właśnie tam rozpoczęła się seria kolejnych absurdów, nie tylko z udziałem policjantów, ale i powołanych biegłych czy sprzętu, którego używali.
Zobacz też: Prawo jazdy. Ten PODSTAWOWY przepis łamie większość kierowców. Co za to grozi?
Siemiatycze: Policjanci wystawiali mandaty za przekroczenie prędkości. Nie umieli używać radaru
W trakcie procesu wyszło na jaw, że policjanci, którzy próbowali wystawić pani Agnieszce mandat za przekroczenie prędkości, nie potrafią używać radaru. Z zeznań policjanta wynikało, że nie miał wiedzy, co do sposobu pracy tego urządzenia oraz możliwości wygenerowania przez nie błędów. Obrońca pani Agnieszki stwierdził, że mundurowy najwidoczniej nie był w ogóle przeszkolony ze sposobu jego użytkowania.
Powołano biegłego, jednak okazało się, że nie zna się on na takich urządzeniach. Ostatecznie w eksperymencie wziął udział policjant z komendy wojewódzkiej, jednak i tutaj doszło do absurdu, ponieważ wybrano inny model urządzenia, niż ten, którego siemiatyccy mundurowi używali podczas kontroli. W zapowiedzi odcinka „Państwo w Państwie” czytamy:
Na nagraniu z pomiaru dokładnie widać, że wiązka lasera ślizga się po samochodzie pani Agnieszki. Żeby wynik był prawidłowy, policjant musi celować w tablicę rejestracyjną – w innym wypadku nie da się ustalić prawidłowej prędkości, gdyż zachodzi tak zwany „efekt ślizgu”. Ostatecznie z argumentami pani Agnieszki zgodził się sąd i ją uniewinnił.
Policja odwołała się od wyroku, a sprawa toczy się od 2018 roku aż do dziś.