O sprawie poinformowała Gazeta Wyborcza Lublin. Kiedy nauczycielka Ewa Leonowicz dowiedziała się, że uczennice podczas wycieczki były krytykowane za brak stanika, nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego. Razem z psycholożką zebrała uczestników i uczestniczki wycieczki, żeby opowiedzieli o tym, jak się czują po powrocie. A było o czym rozmawiać, bo pojawiły się skargi, że w nocy jeden z opiekunów wchodził do pokoju śpiących dziewczyn. Sprawa jednak nie trafiła do dyrekcji, bo Leonowicz uznała, że po zajęciach z psycholożką emocje opadły. Sama jednak na swoim prywatnym profilu facebookowym opublikowała post zainspirowany usłyszanymi historiami, nie wskazując jednak, o co dokładnie chodzi.
– Dziewczyno, niezależnie od tego czy masz 15, czy 90 lat, duże, czy małe piersi, tylko Ty decydujesz, czy nosisz stanik, czy nie. Wymuszanie na kimkolwiek noszenia, lub przeciwnie, zdejmowania bielizny wbrew jego woli, działa opresyjnie i przekracza granice ludzkiej prywatności i intymności. Ktokolwiek nie radzi sobie z cyckiem bez biustonosza, w pracy, szkole, na ulicy, musi sam zmierzyć się ze swoimi demonami. Takie osoby prosimy uprzejmie wy********ć i zająć się swoim życiem i swoimi sutkami – napisała.
Sprawa mogłaby się na tym zakończyć, ale nauczycielka następnego dnia trafiła na dywanik dyrektorki. Jak pisze Wyborcza, byli tam również opiekunowie i opiekunki wycieczki, którzy poczuli się dotknięci jej wpisem. Uznali go za hejterski. W obecności dyrektorki między Leonowicz a jednym z opiekunów wywiązał się spór. Nauczycielka przekonywała, że statut szkoły nie reguluje kwestii noszenia stanika, na co mężczyzna miał odpowiedzieć: „To może i ty przestań nosić biustonosz”.
– Dziś nie mam biustonosza i masz z tym problem? – miała odpowiedzieć Leonowicz.
– Świetnie, to może jutro przyjdziesz do pracy bez majtek – usłyszała.
Choć mężczyzna przeprosił, jeśli poczuła się urażona, kobieta uznała, że miarka się przebrała i złożyła pozew do sądu. Była też rozczarowana brakiem reakcji dyrektorki, która jako pracodawczyni nie skomentowała sytuacji.
Druga tura sporu w „Zamoyu”
Niedługo potem sprawa przycichła, bo zaczęły się wakacje. Wróciła ze zdwojoną mocą wraz z protestami fundacji Kai Godek, która co miesiąc gromadzi się, manifestując przeciwko tzw. „ideologii LGBT". Wg Wyborczej dyrektorka miała na radach pedagogicznych obwiniać za nie nauczycieli, którzy wypowiedzieli się do mediów o tym, że będą zwracać się do osób uczniowskich takim imieniem, jakie podopieczni będą preferowali, niezależnie od podziału na płci. Przy tej okazji na forum opowiedziała o konflikcie między Leonowicz a opiekunami przedwakacyjnej wycieczki, mimo protestów nauczycielki, która nie chciała tego upubliczniać.
– To było „grillowanie" mnie przy wszystkich. Stało się to bez uprzedzenia mnie o tym. Czułam się okropnie, ale pani dyrektor nie zwracała uwagi na to, w jakim jestem stanie, ani na moje protesty, tylko opowiadała dalej. Dodam też, że zadaniem rady pedagogicznej nie jest rozwiązywanie spraw pracowniczych, tylko pedagogicznych, związanych z uczniami – wspomina Ewa Leonowicz Wyborczej.
W związku z tym napisała skargę, pod którą podpisało się 26 jej koleżanek i kolegów z pracy. Jak wskazuje gazeta, nauczycielka zarzuca m.in. „publiczne dyskredytujące wypowiedzi, formułowane podczas posiedzeń rady pedagogicznej, „upublicznienie konfliktu dwóch członków rady pedagogicznej, mającego bardzo intymne i wymagające dyskrecji podłoże”, co doprowadziło „do bezprecedensowego w historii szkoły rozłamu w radzie pedagogicznej i zniszczenia dotychczas niezakłóconej przyjaznej atmosfery w szkole”.
Dyrektorka Małgorzata Klimek o zarzutach napisała, że są bezpodstawne i nieprawdziwe. Tłumaczyła, że zaproponowała mediację między Leonowicz a nauczycielem, ale kobieta nie chciała z nich skorzystać, twierdząc, że go w żaden sposób nie obraziła. Upublicznienie sporu dyrektorka tłumaczy natomiast tym, że wiedziały o niej związki zawodowe.
Skarga Leonowicz trafiła na biurko komisji skarg, wniosków i petycji rady miasta. Będą się nią zajmować w środę o 17:30.
Polecany artykuł: